Obudził mnie jakiś huk. Otworzyłam oczy.
To na pewno nic strasznego, pomyślałam. Rozejrzałam się po samochodzie. Mój
wzrok sięgał mamę i tatę siedzących na przednich siedzeniach oraz psa, który
leżał raz tej, raz temu na kolanach. Nie odezwałam się. Chyba nawet się nie
zoriętowali, że już nie śpię. Wyjrzałam przez małe okno samochodowe, które
dostarczało mi widoku na świat. Malownicza okolica. Wszędzie pola, łąki,
gdzieniegdzie tylko domki letniskowe. Z jednej strony nie mogłam się już
doczekać gdy dotrę do Torunia, a potem już autobusem z resztą grupy na
miesięczną kolonie. Nie znałam nikogo, twarze których nigdy w życiu nie
poznałam, wakacyjny czas na nowe znajomości. Na samą myśl uśmiechałam się. Resztę
drogi przespałam, obudziłam się dopiero na dworcu. Wyjęłam z bagażnika walizkę
oraz podręczną torbę. Naprawdę, cudem zmieściłam tu swoje wszystkie ubrania.
- Na pewno zabrałaś wszystko? Telefon,
ładowarkę? Eh, muszę mieć z tobą jakiś kontakt. Zadzwoń jak tylko dojedziesz! –
krzyknęła mama, całując mnie w policzek. – Do wiedzenia. Baw się dobrze. Tylko
pamiętaj żeby zadzwonić, żebym się nie martwiła.
- Mamo, mam 17 lat. Będę pamiętać. –
uśmiechnęłam się, po czym ruszyłam w stronę peronu 8.
Gdy dochodziłam do odpowiedniego peronu,
zobaczyłam przed sobą sporą gromadkę osób od 13 do 18 lat. Rozejrzałam się po
twarzach, jednak żadnej nie kojarzyłam.
Nie znałam. Podeszłam bliżej, większość osób stało samotnie. Niektórzy tylko
zdążyli zawrzeć już jakieś przyjaźnie, a raczej znajomości. Wkrótce dotarły do
nas również dwie opiekunki. Miały może 40 lat, jednak wyglądały młodo. Każdy po
kolei musiał się zameldować, że przybył. Niedługo po tym przyjechał nasz
wynajęty autobus. Walizki całą grupą schowaliśmy do bagażnika, a torby
podręczne mieliśmy mieć ze sobą. Usiadłam pod koniec na jednym z wolnych
miejsc. Zasadniczo każdy siadał sam, ale że nie było aż tylu wolnych miejsc,
każdy się do kogoś dosiadał.
Nie za bardzo się tym przejmowałam,
założyłam słuchawki i zamknęłam oczy, czekając aż huk i głośne rozmowy ucichną.
- Przepraszam. – ktoś szturchnął mnie za
ramię. – Mogę się dosiąść?
Ujrzałam przed sobą dość wysoką
dziewczynę o krótkich brązowych lokach. Wydawała się może trochę młodsza ode
mnie... Ale z pozoru miłą i sympatyczną dziewczyną.
Kiwnęłam głową.
- Miło mi. Weronika jestem. A ty? Nie
mogę uwierzyć, że jadę nad morze, wydaje to się głupie, ale to moja pierwsza
kolonia i bardzo się stresuje w dodatku nikogo tu nie znam...
- Łał, potrafisz bardzo dużo mówić. –
uśmiechnęłam się. – Justyna. Nie jest to moja pierwsza kolonia i za bardzo się
tym nie przejmuje...
Resztę drogi spędziłam na rozmowie z
Weroniką. Starałam się ją bardziej poznać, okazało się, że jest tylko o 4
miesiące młodsza ode mnie. Była wspaniałą dziewczyną. Potrafiła rozbawić do
łez, ale również zachować spokój. Może mi się wydawało, ale to mógł być
początek świetniej przyjaźni. Resztę drogi spędziłam na spaniu, czytaniu lub
słuchaniu muzyki... Około godziny 18:00 dojechaliśmy na miejsce.